Czy to nie fikcja?
Bezradność po prostu jest. Zwłaszcza w wychowaniu dzieci, ale też w codziennych sytuacjach, gdy chcielibyśmy aby coś potoczyło się inaczej niż się stało. Czujemy bezradność. Pokonać?
A co by było, gdybyśmy tę bezradność przyjęli? Pokazali?
Moze paradoksalnie okazałoby się, że poziom napięcia automatycznie opada. Jakby się przyjrzeć, na wiele rzeczy za dnia po prostu nie mamy wpływu. Coraz większe napięcie aby kontrolować coś, czego się nie da. Chociażby rozkład tramwaju, czy niespodziewany wypadek na ulicy.
Poza tym, przecież to element nawiązywania głębszych, przyjacielskich relacji. Gdy ktoś mnie zaakceptuje bezradnym, bez zbędnego pocieszania że będzie lepiej (bo nie jest, przecież jestem bezradny w sytuacji, na której bardzo mi zależy-przeżywam rozpacz), buduje się zaufanie. Nabieram ochoty spędzać więcej czasu z tą osobą, czuję się rozumiany, akceptowany.
Może to ciekawe nie mieć na wszystko wpływu? Nie kontrolować? Stanać bez pośpiechu, i popatrzeć na to, co się dzieje. To się chyba nazywa spontaniczność. Wolność. Niezależność.
To jak: pokonać, czy zaakceptować?
Niemniej, może komuś udział w warsztatach się przyda, poniżej link. Czekam na info zwrotne, jak było.
JAK WYCHOWAĆ
DZIECKO DO SUKCESU?
TUTAJ
na bieżąco z publikacjami,
zachęcam do subskrypcji.
Komentarze
Prześlij komentarz